Czy podoba Wam się mój blog?

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział 9;)

Szpital... Białe królestwo lekarzy... jak się cieszę, że dziś już mogę pójść do domu. Co prawda byłam tu tylko dwa dni, ale o te dwa dni za dużo. Dziś mają po mnie przyjść chłopcy.... Znaczy tylko Harry i  Niall wejdą do szpitala. Reszta zostanie w taksówce. Z trudem odsunęłam od nich pomysł z limuzyną. Zwróciliby na siebie zbyt dużą uwagę. Są tacy...niedojrzali. Ale i tak ich "kocham".
Wstałam z łóżka z pomocą kuli. Okazało się, że miałam troszke uszkodzoną noge, na szczęście to nie złamanie.
Do sali wszedł blondyn i loczek.
- Co. Ty. Robisz??!?- spytał Irlandczyk.
- Yyy.. Nic- odpowiedziałam.
- Jak to nic?? Jak to nic??
Wysłałam pytające spojrzenie Harremu. Na prawdę nie wiedziałam o co chodziło Niallowi.
- Nie wolno Ci chodzić!
Och o to chodziło mojemu słodkiemu ochroniarzowi.:P
- Czy ty czasem nie przesadzasz?- spytałam.
- Ja? PrzesadzaM? Pff..
Spojrzałam na Harrego, po czym wybuchnelismy śmiechem. Niall spojrzał na nas jak na debili.
- Ja. Nie. Żartuję. Ro-zu-mie-cie?- mówił jakbyśmy byli kompletnymi idiotami.
- Dobrze, dobrze. Mozemy juz iść?- spytałam.
- O nie ty nigdzie nie idziesz. Harry łap ją za nogi.
- Co??- chyba się przesłyszałam.
- Harry pośpiesz się.
-Czy ty żeś oszalał??
Do sali weszła pielęgniarka.
- O wreszcie ktoś, kto Ci powie, że tak trzeba- mruknął głodomorek.-Dzień dobry.
-Dzien dobry-odpowiedziała radosna kobieta z uroczym uśmiechem.
- Proszę...Niech pani powie tej oto młodej damie, że nie może nadwyrężać nogi, i że lepiej będzie, jeśli zaniesiemy ją do samochodu...
- Wie pan... to nie jest tak naprawdę potrzebne.
Niallowi opadła szczęka.
- Sądzę, że panienka świetnie sobie poradzi. Mały trening nie zaszkodzi, ale prosze nie nadwyrężać tej nogi- teraz jej słowa były skierowane do mnie.
- Ale oczywiscie byłoby dużo lepiej gdyby mogł pan pomóc pacjentce.- Pielęgniarka  powiedziała to do Nialla. Sądzę, że przyszło jej to na mysl, kiedy zobaczyła wkurzoną minę blondaska. chciała go jakoś podbudować.
- Och, naprawdę tak pani mysli? Zrobię wszystko co w mojej mocy.- Mówił tak jakby własnie chodziło o sprawę zycia i śmierci.
- Dobrze, dobrze chodźmy już- mruknęłam- do widzenia.
-Do widzenia-odpowiedziała kobieta-Ach...i widzimy się na wizycie kontrolnej.
-Tak, tak-odpowiedziałam.
Przeszliśmy przez długi biały korytarz, mijając ludzi, z różnymi chorobami. Wyszliśmy z budynku. Było chłodnawo jak na lato. Wiał zimny wiatr.
Zeszliśmy schodami i wsiedliśmy do taksówki. Usiadłam obok Harrego.
- Cześć- powiedzieli chłopcy.
- Wystraszyłaś nas- powiedział Zayn i mocno mnie przytulił- nigdy tak nie rób- dał mi buziaka w policzek.
- No właśnie, nigdy!- Powiedział Louis po czym zrobił to samo co Zayn.
Liam także mnie przytulił.
-No dobra, dobra, koniec tych czułości- powiedział Niall, po czym spojrzał w podłogę.
Dałam mu buziaka.
- Lepiej?- spytałam.
- No oczywiście-odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Poczułam jak Harry łapie potajemnie moja rękę. Ojej. Jak miło.
Po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach... W końcu zadzwonił do mnie telefon.
- Słucham-powiedziałam.
- Cześć to ja Milena.
-O, jak miło, że dzwonisz.
- No właśnie...
-Dzwonie, żeby spytać, czy się dzisiaj spotkamy.
- Nom..ale to musiałabyś do mnie przyjść...bo muszę leżeć.
- Jesteś chora?
- Ymm no miałam mały wypadek.
- O jeju, ale jesteś cała?/
- No tak- powiedziałam.
- To dobrze... to co, wyślij mi adres SMS' em i będę na miejscu za jakieś... hmm półtorej godziny.
- Ok, do zobaczenia.. Znaczy wyślę Ci nie mój adres bo teraz mnie tam nie ma, jestem u znajomych, ale oni nie będą mieć nic przeciwko.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- Dobra, pa
-Pa.
Rozłączyłam się.
- Kto dzwonił?-spytał Harry.
- Będziemy mieć gości?- powiedział Louis.
- Tak, ale mam do was prośbę, czy możecie nie rozmawiać o związkach, parach i nie żartujcie na ten temat.
- Ymm, no dobra, ale czemu?
- Nie mogę powiedzieć.
- Ok...
- A powiesz... czy to dziewczyna, czy chłopak?
Reka Harrego drgnęła. Ścisnęłam ją mocniej.
- Dziewczyna.
Hazza odprężył sie.
Dojechaliśmy pod dom.
" No to trzeba się odświeżyć"- pomyślałam.





1 komentarz: